Ostatnim etapem kirgiskiej wyprawy był przejazd wzdłuż północnego brzeg Issyk-kul. Ta strona jest częściej odwiedzana przez przyjezdnych, tu też znajduje się zaplecze wypoczynkowe i infrastruktura, nam co prawda zdecydowanie bardziej kojarząca się z dawnymi ośrodkami FWP z ubiegłego wieku niż współczesnymi kurortami, ale jakaś jest. Założyłam, jak się potem okazało nie do końca słusznie, że popularność miejsca przełoży się choć w części na jakość dróg i komfort pobytu. Odcinek Karakoł – Czołponata (najpopularniejsza miejscowość po tej stronie jeziora) przemierzyliśmy więc lokalną komunikacją międzymiastową czyli maszrutką.
Wczesnym ranem poprosiłam naszą gospodynię Aigulu o zamówienie taksówki. Auto, które nie przeszłoby u nas przeglądu technicznego, a z zewnątrz i tak wyglądało zdecydowanie lepiej niż wewnątrz, oczekiwało o określonej godzinie przed domem. Kierowca zasugerował, żeby plecaki zabrać do środka, bo bagażnik zajęty był jakimś sprzętem. Żaden to problem jesteśmy we dwójkę, damy radę. Tymczasem niespodzianka – na tylnym siedzeniu dwóch małych chłopców – synów kierowcy, który nie mając dla nich zapewnionej opieki zabrał ich w trasę. Jedziemy na szczęście tylko na dworzec autobusowy, bo na dłuższej trasie pewno mocno bym się stresowała, że dzieciaki jadą bez żadnych zabezpieczeń.
Kierowca maszrutki czekał, aż wszystkie miejsca się zapełnią i z niewielkim opóźnieniem w stosunku do rozkładu wyruszyliśmy. Fakt, że wszystkie miejsca nie był przeszkodą, by na kolejnych przystankach dosiadali się pasażerowie. Zgodnie z rozkładem Czołpon-ata to ostatni przystanek na trasie, ludzi nie ubywa, wręcz przeciwnie. Po niemal dwóch godzinach podróży okazało się, że to miało być końcem, jest teraz początkiem, bo większość podróżnych wybiera się dalej. Na szczęście kierowca pamiętał, że my do Czołpon-aty i zatrzymując się w centrum miasta gromkim głosem poinformował, że dotarliśmy do celu.
No i jesteśmy w najpopularniejszej miejscowości wypoczynkowej Kirgistanu, wybudowanej jeszcze za czasów ZSRR. I nie ma co ukrywać – czas wtedy się dla niej zatrzymał. Mnóstwo pracowniczych hoteli, obecnie już opuszczonych i popadających w ruinę, ulicznych straganów oferujących jedzenie, pamiątki, odzież czy plażowe zabawki. Większość miejsc noclegowych, podobnie jak w początku lat 90. w Polce, dostępnych jest u prywatnych gospodarzy w ich domach, przerobionych garażach czy też ustawionych w przydomowych ogródkach jurtach. A przez środek miasta przebiega szeroka dwupasmowa droga bez przejść dla pieszych i bez chodników! Czy warto więc zatrzymać się w Czołponacie?
Warto, choćby po to, by spędzić trochę czasu w pewnym nieco surrealistycznym kompleksie przy plaży. Rukh Ordo – bo o nim mowa – to ciekawe “muzeum – park tematyczny” , w którym na rozległym zielonym terenie znajduje się pięć niewielkich budynków (stylizowanych na kaplice) prezentujących główne religie świata , sale ekspozycyjne i koncertowe, liczne rzeźby przedstawiające bohaterów kirgiskich legend, ale też postacie historyczne. W jednym z budynków dotyczącym astronomów i filozofów z zaskoczeniem odkrywamy posąg Mikołaja Kopernika. W szczególny sposób uhonorowany jest tu Czyngiz Ajtmatow – kirgiski pisarz, jeden z animatorów pieriestrojki, który zapoczątkował otwarcie Kirgistanu na zachód. Centrum położone nieopodal głównej ulicy jest doskonałym miejscem do odpoczynku. Wstęp jest płatny i jak to często bywa w tych rejonach cena dla turystów jest zdecydowanie wyższa.
Pobyt w Czołponacie to ostatni punkt mojego planu na Kirgistan. Przed nami jeszcze tylko kilkaset kilometrów do Ałmat, skąd mieliśmy powrotny lot do Warszawy. Nie odważyłam się na przejazd tej trasy maszrutką, więc znów nieco luksusowo podróżowaliśmy autem z kierowcą, a właściwie dwoma autami. Jednym do granicy, dalej pieszo, a w Kazachstanie czekał już drugi samochód, który zawiózł nas pod same drzwi hotelu. Widoki po drodze są wręcz kosmiczne, droga nieco lepsza, ale wciąż nieco jeszcze brakuje do jakości europejskich.
Po przyjeździe do hotelu opuściły mnie siły, może to już zmęczenie, a może pokonała mnie wysoka temperatura. Mimo przygotowanych planów poznania Ałmat starczyło mi energii jedynie na krótki spacer do parku Panfiłowa. Od wejścia podziwiać można pomniki ku czci zwycięzców wojen, a wśród konarów drzew zauważyć można bajecznie kolorowe kopuły. To główny punkt w tym parku – Sobór Wniebowstąpienia Pańskiego – najwyższy (lub według innych źródeł – drugi, co do wysokości) drewniany obiekt architektury sakralnej na świecie. Jego dzwonnica sięga na wysokość 40 metrów. Wewnątrz trwa modlitwa, której spora grupa turystów przygląda się z zainteresowaniem. Kilkadziesiąt metrów dalej przy jednej z głównych ulic pomiędzy wieżowcami błyszczy w słońcu złota kopuła Meczetu Centralnego, który może pomieścić aż 7000 osób. Tu również rozpoczyna się modlitwa i podobnie jak w cerkwi zapraszają turystów do środka.
Do Kazachstanu przylecimy kiedyś na dłużej, więc mam nadzieję będzie okazja odwiedzić ponownie Ałmaty i zobaczyć więcej atrakcji.
Do Kirgistanu lecieliśmy przez Abu Dhabi tanim Wizzairem, ale na lot powrotny udało nam się trafić promocyjne bilety Qatar Airways z przesiadką w Doha. Najlepsze linie świata i wspaniałe lotnisko były zwieńczeniem tej wyprawy, ale nie końcem niespodzianek.
Kiedy obsługa gate’u z uwagą przyglądała się mojej karcie pokładowej, a skaner zaświecił na czerwono zrobiło się nerwowo. Na szczęście po chwili pani z uśmiechem oddała mój paszport i kartę, ale mój syn zatrzymał się przy obsłudze na dłużej. Skaner znów zaświecił w niewłaściwym kolorze, a karta trafiła do kosza… Nie zdążyliśmy na to zareagować, bo po chwili otrzymał nową kartę i już uspokojeni udaliśmy się do samolotu. A tam okazało się, że młodemu zmienili miejsce. I to dość znacząco, bo na business class. Do tej pory nie wiemy, co się stało, ale niewątpliwie była to spora niespodziewana atrakcja, która mogłaby zdarzać się częściej.
Zdjęcia zrobiłam w sierpniu 2023 r.
Zapraszam do wcześniejszych wpisów dotyczących tej wyprawy:
pierwszy przystanek Abu Zabi i największe atrakcje
krótki postój w Biszkeku – stolica Kirgistanu skąd wyruszamy aby odkryć bajkowy kanion i zobaczyć
siedem byków zatrzymując się w Karakole
Twoje wpisy z podróży czyta się bardzo przyjemnie – super, że nie podajesz tylko suchych faktów, ale ubierasz to w słowa takiej opowieści. I oczywiście brawa za obszerną fotorelację
Joanno – serdecznie dziękuję za miłe słowa i oczywiście zapraszam do kolejnych relacji
Taka podróż ze względu na odległość oraz wysokie temperatury mogła być męcząca.
Już sama wysoka temperatura potrafi bardzo zmęczyć, a w połączeniu z daleką podróżą to juz w ogóle. No ale wspomnienia i ładne zdjęcia są
Dla wspomnień warto czasem trochę się zmęczyć 🙂
Ależ mi się marzy tam zajrzeć , widzę, że masę ciekawych miejsc i piękne krajobrazy są tam
O tak, krajobrazy zachwycają. A odwiedziłam tylko część tego, co Kirgistan oferuje.
Taką wyprawę pamięta się długo. Fajnie, że możemy jej skrawek zobaczyć na fotkach.
Zapraszam do innych wpisów na wirtualne podróże.
Lubię czytać relacje z podróży. Dzięki nim mogę przenieść się w inne miejsce.
Cieszę się, że dzięki moim tekstom mogłaś odwiedzić Kirgistan 🙂
Kolejny bardzo starannie przygotowany wpis pełen cennej wiedzy i dobrych fotografii.