Kontynuując podróż ze stolicy Kirgistanu do Karałołu południowym brzegiem Morza Kirgiskiego (tak mówią o jeziorze Issyk-kul mieszkańcy) mieliśmy jeszcze zatrzymać się w dwóch popularnych miejscach. Niestety, drogi nie są tu najwyższej jakości – czego na etapie planowania nie przewidziałam – musimy więc z czegoś zrezygnować, bo zbliża się wieczór i trzeba dojechać do celu.
Po krótkiej analizie mapy, po konsultacji z Aigulu (gorąco polecam nocleg u niej w Karakol Yurt Lodge) zdecydowaliśmy się zatrzymać na krótki spacer w dolinie Barskoon. Droga biegnąca w górę doliny była niegdyś jedną z tras Jedwabnego Szlaku przebiegała przez przełęcz Bedel aż do Chin. To doskonale miejsce na trekking w pobliskich górach, podczas których podziwiać można znajdujące się tu liczne wodospady w tym ten najbardziej znany nazwany tak jak dolina czyli Barskoon.
Pogoda przypomniała nam, że znajdujemy się w wysokich górach i po upalnym słonecznym dniu kiedy liczyłam na piękne światło nagle pojawiły się ciemne chmury, zaczął padać deszcz, a temperatura spadła do 12 stopni. Nie pozostało nic innego jak zrezygnować z wyprawy pod wodospad i po krótkim spacerze w dolinie ruszyliśmy dalej.
Od wyjazdu z Biszkeku praktycznie nie widzimy zabudowań, objazd omija wszystkie miasta. Poniżej kilka ujęć z samochodu, niestety jeziora z drogi nie widać jeszcze, ale góry robią wrażenie. Przy okazji ciekawostka – jak wspomniałam nie przejeżdżamy przez miasta, natomiast dość często mijamy cmentarze – choćby takie jak na ostatnim filmiku. Otóż Kirgizi zasadniczo bardzo rzadko bywają na cmentarzach i nie odwiedzają grobów bliskich – wyłącznie w rocznicę ich śmierci bądź urodzin. W Kirgistanie cmentarze znajdują się w górzystych miejscach, koniecznie poza miastem.
Drugim punktem, który mieliśmy zobaczyć po drodze to Jeti-Ögüz – niegdyś kurort popularny wśród radzieckich prominentów, a także siedziba znanego sanatorium. Obecnie wieś podzielona jest na dwie części oddalone od siebie o ok. 10 km, ta druga zwana nadal kurortem jest jedną z atrakcji okolic Karakołu.
Komunikacja publiczna w Kirgistanie to przede wszystkim maszrutki i właśnie z nich będziemy korzystać w drodze do Jeti-Ögüz. W tym celu wybieramy się na autobusowy dworzec główny, który jednocześnie jest bazarem i próbujemy znaleźć właściwy bus. Szybko okazuje się, że znajdująca się za szybą pojazdu tablica nie zawsze jest informacją o kierunku, bo w zależności od ilości chętnych kierowca może pojechać zupełnie w inną trasę. Na szczęście za trzecim razem trafiamy na kierowcę, który jedzie w interesującym nas kierunku, a do tego wszyscy pasażerowie są zainteresowani jazdą do kurortu. Cena biletu szybko zmienia się z 70 na 100 somów i ruszamy do “kurortu”. Jednak to, co ukaże się naszym oczom po dotarciu do celu zupełnie nie przypomina miejsca, które określamy tym mianem. Kurort Jeti-Ögüz to bowiem kilka chałup, oferujące noclegi jurty, blaszany meczet, popadający w ruinę hotel (w którym Jelcyn w 1991 r. spotkał się z ówczesnym prezydentem Kirgistanu) oraz barak – sklep. Zainteresowana drogą powrotną pytam kierowcę o godziny maszrutek zmierzających do Karakołu. Okazuje się, że jeżdżą dość często, ale z wcześniejszego przystanku, czyli z wioski. Przed nami więc długi spacer …
Jeti-Ögüz czyli po kirgisku siedem byków to zarówno charakterystyczne czerwone, bogate w żelazo skały, jak i rzeka wpływająca do jeziora Issyk-kul. Wiele tu źródeł mineralnych, z których można skorzystać w trakcie spaceru, choć woda, jak to zwykle bywa smakiem ani zapachem nie zachęca.
Spacerując i podziwiając piękno otaczającej nas przyrody dochodzę do wniosku, że mogłabym tu zostać nieco dłużej by zrelaksować się w tej ciszy. Niestety, przed nami kilka kilometrów do przystanku, a później kolejne atrakcje Kirgistanu.
Zdjęcia zrobiłam w sierpniu 2023 r.
Zapraszam do wcześniejszych wpisów dotyczących tej wyprawy:
pierwszy przystanek Abu Zabi i największe atrakcje
krótki postój w Biszkeku – stolica Kirgistanu skąd wyruszamy wokół Issyk-kul
To prawda że kontakt z przyrodą ma super wpływ na człowieka, szkoda że nei mogłaś tam sie dłużej relaksować
Na szczęście w kolejnych miejscach też były warunki do wyciszenia się. Ale bardzo żałuję, że w tej jurcie nie mogłam zostać choćby na jedną noc. Może jeszcze kiedyś się uda…
Piękne widoki i surowe, dzikie okolice. Pozytywnie zazdroszczę, że mieliście okazję je odwiedzić.
Mam nadzieję, że uda mi się wrócić w te rejony. Wiele tam takich nieznanych, a pięknych miejsc.
Widoki prawie jak na dzikim zachodzie – tak mi się jakoś skojarzyło
Ciekawe skojarzenie 🙂 ale faktycznie miejscami bardzo dziko, ale bezpiecznie
Aż miło poczytać i pooglądać. Naprawdę świetnie przygotowana relacja.
Dziękuję. Zapraszam ponownie, wkrótce kolejne odcinki relacji.
Dziękuję za informację o tej wyprawie. Jest co czytać.