Dotarliśmy właśnie do końca naszej gruzińskiej wyprawy. Na koniec zostawiłam jedyne miejsce, które mnie rozczarowało. W pierwotnym, tym niezrealizowanym, planie objazdu Gruzji celowo je pominęłam, podskórnie czując, że to nie dla mnie. Niestety ten wyjazd był krótszy, dlatego musiałam wykreślić Kachetię, czego ogromnie żałuję, ale mam nadzieję, że jeszcze tam dotrę. Zostało nam więc kilkanaście godzin do zagospodarowania, chcąc nie chcąc wybraliśmy się do Batumi.
Gruziński Dubaj i czarnomorskie Las Vegas. Perła Kaukazu i idealne miejsce na niezapomniany urlop. Biura podróży reklamują Batumi jako wspaniały kurort oferujący wielogwiazdkowe hotele oddzielone od morza wyłącznie bajeczną plażą. Jak zawsze reklama rozmija się z nieco z rzeczywistością, ale tu – wg mnie – rozmija się totalnie. Podczas pobytu w Gruzji, ale też w innych krajach dawnego bloku sowieckiego, nie widziałam miasta tak pełnego skrajności. Slumsy, zrujnowane bloki, rozsypujące się domy kryte eternitem połączone niesamowitą plątaniną kabli elektrycznych i powykręcanymi na różne sposoby rurami gazowymi. Ale też szklane domy, wielopiętrowe apartamentowce, hotele, biurowce, a do tego luksusowe samochody i egoztyczna roślinność.
Przeczytałam gdzieś, że na tle innych czarnomorskich kurortów Batumi prezentuje się najlepiej. Jeśli tak jest, to raczej tych innych nie chcę odwiedzać. Oczywiście autor tego stwierdzenia mógł się mylić, więc jak będę miała okazję to sprawdzę jak naprawdę prezentuje się Odessa, Mamaja, Konstanca czy Burgas. Teraz jednak wróćmy do Batumi.
Atrakcje Batumi
Niewątpliwie na moją niezbyt pochlebną opinię o tym mieście ma pogodą, a raczej niepogoda. Druga połowa lipca tego roku na tym terenie była mocno deszczowa, tuż za granicą gruzinsko-turecką w tym czasie były liczne ulewy powodujące powodzie. W kilkadziesiąt chwil po przyjeździe do Batumi kiedy niebo pełne było już ciemnych chmur zdążyliśmy rozejrzeć się po tym, co najsłynniejsze w mieście. Zaczęliśmy od Starego Miasta, kilka lat temu odrestaurowano tu kamienice, zadbano o place miejskie – plac Europejski ze Statuą Medei w centralnym punkcie. Tu wystąpił m.in. Jose Carreras czy Andrea Bocelli. Nieco dalej Na wzór wenecki zbudowano Piazzę, która służy jako miejsce spotkań, wydarzeń kulturalnych, mieszczą się tu także liczne kawiarnie i restauracje. Mieliśmy zajrzeć tu wieczorem …
Kolejne miejsce to Park Cudów czyli położona tuż nad samym morzem nowoczesna część miasta z nietypowymi budowlami. To właśnie tu znajdują się znane z licznych zdjęć i reklam takie miejsca jak – wieża Czaczy, wieża Alfabetu w kształcie spirali DNA, Batumi Tower czyli charakterystyczny wieżowiec z iglicą na szczycie i umieszczonym na wysokości ponad 100 metrów złotym kołem młyńskim.
Tu również możemy podziwiać jeden z symboli Batumi czyli postawiony w 2010 r. pomnik „Mężczyzna i kobieta”. Jego nazwę mieszkańcy szybko przemianowali na pomnik Ali i Nino, nawiazując do bohaterów powieści Kurban Said. Opisuje ona losy kaukaskich Romea i Julii – Azerbejdżanina, muzułmanina Aliego Szirwaniriego, i Gruzinki, chrześcijanki Nino Kipiani. Chociaż ich historia, rozgrywająca się w chwili wejścia na Kaukaz Armii Czerwonej, nie kończy się szczęsliwie, to pomnik stanowi symbol miłości silniejszej niż religia, pochodzenie i granice. Od pomnika przeszliśmy nadmorską promenadą, która ciągnie się wzdłuż Morza Czarnego przez kilka kilometrów. Niemal na jej końcu znajduje się plac Lecha i Marii Kaczyńskich. A nieopodal był nasz hotel.
Pamiętacie może scenę z filmu “Forrest Gump” kiedy tytułowy bohater wspominając pobyt w Wietnamie opowiada o deszczu – „były małe kapuśniaczki i wielkie ulewy. Deszcz zacinający z boku i taki, co padał jakby z dołu w górę.” Batumi to nie Wietnam, ale kiedy odświeżeni wyszliśmy z hotelu, żeby powłóczyć się po mieście czyli zrobić to, co lubię najbardziej, zaczęło padać.
Najpierw nieśmiało, potem im dalej od hotelu, tym niestety mocniej i mocniej. Przed rozwijającą się ulewą postanowiliśmy schować się w restauracji. Nie było czasu na poszukiwanie jakiejś konkretnej, więc weszliśmy do pierwszej z mijanych. Wiadomo, w Batumi trzeba zjeść adżaruli czyli typowe dla regionu Adżarii chaczapuri w kształcie łódki wypełnionej serem, z masłem i jajkiem lub samym żółtkiem na górze. To danie jest dostępne wszędzie w Batumi. Wszędzie, ale nie w restauracji, do której weszliśmy.Okazało się, ze jedyny kucharz który przygotowuje to danie jest nieobecny. Mimo deszczu ruszyliśmy dalej. Aż w końcu trafiliśmy do knajpki gdzie podano nam ciepłe i pachnące wielkie drożdżowe łódki z serem. To jest przepyszne, nieważne ze ma milion kalorii.
Miałam wrażenie, ze deszcz przeszkadza wyłącznie turystom, na mieszkańcach nie robił większego wrażenia. Na patio restauracji grał muzyk, znaleźli się również chętni do tańca. Kierowca taksówki potwierdził – opady są tak częste, ze po prostu trzeba się do nich przyzwyczaić. Chyba nie potrafiłabym się do tego przyzwyczaić. Każdy powrót do hotelu to suszenie przemoczonych ubrań za pomocą suszarki do włosów. Bo w Batumi deszcz, to również w niesamowitym tempie ulice i chodniki zamieniające się w rwące potoki. W wielu miejscach nie ma studzienek kanalizacyjnych, a tam gdzie są nie nadążają odprowadzać wody. Okoliczne rzeki niosą też błoto z gór do morza, które po intensywnych opadach ma kolor zółto-szaro-bury. Na pewno mało zachęcający do zanurzenia się w tak powstałej mazi.
Batumi, ech Batumi
W latach 60 ubiegłego stulecia Filipinki śpiewały: “Dziś gdy oczy przymkniemy widzimy znów, Obraz ten to marzenie naszych snów“. Niewątpliwie moje marzenia są zupełnie inne niż autora tych słów. Batumi – jak wiele innych miejsc na świecie – można kochać lub nienawidzić. We mnie nie wzbudziło ono aż tak skrajnych uczuć, ale niewątpliwie fanką tego miasta nie zostałam. Warto je zobaczyć, ale wracać już niekoniecznie.
zdjęcia wykonałam w lipcu 2021 r.
Chcesz zobaczyć więcej Gruzji zajrzyj też tutaj:
Gamardżobat … cz. 2 – Gruzińska Droga Wojenna
O chętnie zwiedziłabym to miejsce. Może uda się we niedługim czasie. 🙂
Ciekawa jestem jakie będą Twoje wrażenia.
ostatnie zdjęcie płynącego chodnika odzwierciedla to jak kojarzy mi się ten kraj, ale po Twojej relacji, ze to to nie tylko to i można się zaskoczyć
Dla mnie Gruzja kiedy planowałam ten wyjazd to przede wszystkim góry, piękne widoki, zabytki, natura i dobre jedzenie. Zupełnie nie myślałam o Gruzji przez pryzmat miast, a tym bardziej zalanych ulic kurortu.
Wielka szkoda, że deszcz okazał się przeszkodą w zwiedzaniu.
Może gdyby nie deszcz, Batumi bardziej mnie porwało.
Tak to niestety bywa, że pogoda potrafi zatrzeć milsze wrażenia.
Dla miłośników Gruzji obowiązkowa wyprawa.
Przyznam, że nie rozumiem co masz na myśli? Dla mnie to miasto zupełnie nie jest gruzińskie. Następnym razem tam już na pewno nie pojadę, choć do Gruzji chciałabym wrócić.
Trzeba zobaczyć i samemu wyrobić sobie zdanie na temat tego miejsca. Choć czytając i patrząc na zdjęcia, to z pewnością byłabym zachwycona.
Oczywiście, wszak nie to ładne, co ładne, ale to, co się komu podoba.
No tak slamsy i rozsypujące sie bloki to przygnębiający widok…
Masz rację, szczególnie w zestawieniu z nowoczesnymi drapaczami chmur
Rwące potoki, kable i eternit brzmią strasznie, ale Park Cudów i rzeźba kobiety i mężczyzny musi robić na żywo niesamowite wrażenie. Na zdjeciu w każdym razie robi wielkie 🙂
Tak, Park Cudów to faktycznie cudowne miejsce. Szkoda, że zanim tam się dojedzie mija się mniej cudne miejsca
Gruzja jest moim marzeniem, póki co pozostaje mi czytanie wpisów na blogach 🙂
Zapraszam więc do innych wpisów – u mnie dużo Gruzji 🙂
Też nie wiem czy bym tam wracała ale niewątpliwie warto chociaż raz zobaczyć i wyrobić sobie zdanie 😉
Najlepiej zobaczyć i ocenić samemu, wszak o gustach się nie dyskutuje
Fantastyczne miejsce sama bym chętnie go zwiedzila.
Raz warto zobaczyć, wracać niekoniecznie
Ale ty mnie tą Gruzją kusisz
Już przestaję – to ostatni wpis z tego wyjazdu 🙂
Byłam w tym roku w Gruzji, ale nie w Batumi. Mam nadzieje, ze tam powrócę:)
Tez chciałabym tam wrócić, tzn. do Gruzji w miejsca, których nie zobaczyłam. Do Batumi już raczej nie.
Piękne zdjęcia, piękne miejsce. Zdecydowanie zachęcasz do wyprawy w ten rejon świata.
Dziękuję za miłe słowa 🙂 A Gruzja naprawdę warta jest zobaczenia!