No i stało się 🙂 Niby zdawałam sobie sprawę, że „ta chwila” kiedyś – prędzej czy później – musi nadejść. Ale jakoś nie przyszło mi do głowy, że nastąpi ona tak szybko, że w tym roku…., że „już”.
Oczywiście, że przez lata całe świadomie „zarażałam” syna (wiem: w obecnej sytuacji – to określenie brzmi może niezbyt zręcznie) swoją pasją poznawania świata, no i teraz widać słusznie dostałam „za swoje”. Będę więc pewnie jakiś czas robić za podróżniczego „królika doświadczalnego”. Pierwsze tygodnie Jaśkowego studiowania, a zatem początkowe zajęcia były niby tylko teoretyczne, ale – jak się okazało nadzwyczaj mocno go inspirujące.
Wystarczył mu przegląd ofert tanich lotów i już plan na odkrywanie „nieodkrytego” jeszcze miejsca na mapie Europy miał gotowy… A ja, pewnego styczniowego dnia siedząc spokojnie w pracy – dostałam nagle od syna krótką – i cokolwiek by nie powiedzieć trochę tajemniczą wiadomość – “Załatw sobie urlop – bo bilety już kupione 🙂 “. Myślę sobie: Dziecko! Jaki urlop? Jakie znowuż bilety? i Jak to – kupione? Z czasem, wszystko powoli zaczęło się wyjaśniać. Okazało się nawet, że niejako „przy okazji”tej tajemniczej wyprawy mam jeszcze do wykorzystania kilka godzin w centrum Warszawy, by turystycznie przyjrzeć się naszej stolicy w oczekiwaniu na transfer lotniskowy do Aten. Bo to właśnie, nie co innego, ale duma cywilizacji helleńskiej – miejsce narodzin filozofii, nauki oraz zrębów kultury europejskiej, której jesteśmy spadkobiercami – była owym tajemniczym miejscem, do którego wraz z synem miałam się udać.
To miejsce jest tak zjawiskowe i tak ważne, że w sieci – bez najmniejszego problemu – znajdziemy dziesiątki, jeśli nie setki artykułów, a także niezliczoną ilość zdjęć potwierdzających, że warto odwiedzić Ateny i na własne oczy zobaczyć miejsca, po których przechadzali się „wielcy” tego świata: Sokrates, Protagoras, Platon czy Arystoteles. Wobec takiego dictum – nie pozostaje już nic innego jak tylko ulec propozycji (nie do odrzucenia) syna i sprawdzić czy tak jest naprawdę. Gdy lądujemy na lotniku w Atenach jest już ciemno i stosunkowo późno, bo dochodzi północ greckiego czasu(nasza 1.00 w nocy). Pierwotnie, w planach miał to być niskobudżetowy – mocno studencki – wypad, jednak po drobnych kalkulacjach na hotelu nie oszczędzaliśmy przesadnie, więc dzięki temu dość szybko „gratisową”taksówką dotarliśmy do «PanHotel» (i miejsce to naprawdę polecam!)
Jak naprędce policzyłam, jest to już 23. europejska stolica, którą odwiedzam, ale pierwsza, w której będę tak krótko. Zatem, aby wykorzystać ten pobyt maksymalnie mieliśmy dość szczegółowo wyznaczone strategiczne cele, jak również precyzyjnie opracowaną przez Jaśka (kiedyś przewodnika) kolejność zwiedzania. Niestety, jak to zwykle bywa wszystko idealnie udaje się zaplanować tylko w bajkach. Niezbyt bowiem radosną wiadomością, która w drodze z lotniska podzielił się z nami kierowca – była informacja o zapowiedzianym na następny dzień (jedyny pełny dzień naszego pobytu w Atenach) – strajku komunikacji publicznej. Poczuliśmy się trochę jak byśmy byli pomiędzy determinantami greckiej bogini losu i przeinaczenia Ananke, a bezlitosnymi dyktatami praw Murphiego (pierwsze z nich głosi, że: jeżeli coś może się wydarzyć nieprzewidywanego – to wydarzy się na pewno).
Na szczęście nasz hotel okazał się doskonale położony i praktycznie wszystkie najważniejsze – historycznie i kulturowo doniosłe – miejsca mieliśmy w pobliżu; dosłownie w zasięgu nie więcej niż 20-minutowego spaceru. Na koniec dnia okazało się jednak, że te, zwielokrotnione rozmaitymi atrakcjami turystycznymi „spacerki” – dały rezultat, bagatela, 25 km w nogach… No, ale to w końcu Ateny – stolica nie tylko Grecji, ale również – obok starożytnego Rzymu – kolebka euroatlantyckiej cywilizacji.
Co, zatem, udało nam się zobaczyć?
Na pewno Wzgórza Ateńskie – pierwsze i najbardziej z nich znane – to mityczny Akropol. Chyba każdy z nas – choć raz w życiu – usłyszał tę czcigodną nazwę (np. w szkole, na lekcjach historii). Stąd właśnie od tego miejsca – większość turystów rozpoczyna poznawanie i zwiedzanie greckiej stolicy. Na Akropolu znajdują się bowiem takie budowle, jak: Propyleje, Partenon, Erechtejon, Świątynia Ateny Zwycięskiej, Odeon Heroda Attyka czy słynny Teatr Dionizosa. Warto tu wybrać się jak najwcześniej, nawet tuż po godzinie 9.00. Wówczas jest jeszcze stosunkowo niewielu turystów, więc spokojnie możemy sycić się niezwykłymi widokami i obcować z najprawdziwszą historią. Tuż przy wyjściu z Akropolu znajduje się niewielkie wzniesienie – to Areopag, miejsce szczególne, które odegrało niezwykle istotną rolę w kształtowaniu się i funkcjonowaniu ateńskiej demokracji.
Nieco dalej jest Wzgórze Aresa – to kolejne bardzo ważne historycznie miejsce. To tutaj odbył się sąd nad Orestesem, synem wielkiego Agamemnona (po porwaniu Heleny, na prośbę Menelaosa, nie kto inny, ale Agamemnon został naczelnym wodzem wyprawy Greków na Troję); na tej skale obradowała Najwyższa Rada zwana właśnie Areopagiem. Sprawowała ona najwyższą władzę polityczną i sądowniczą w ateńskim polis (państwie-mieście); Zaś w 49 r. n.e. przemawiał tu do mężów ateńskich, nie znany jeszcze światu – Paweł – Żyd z Tarsu – zwany później Apostołem Narodów (zob. Dz 17, 16-34). Dzisiaj – to miejsce – to jedynie niepozorna skała, która dniem i nocą oblegana jest przez zatrzymujących się tutaj na chwile oddechu turystów.
Następnym miejscem na naszej akropolitańskiej marszrucie jest Wzgórze Filopapusa. To nieco bardziej popularna nazwa dawnego wzgórza Mouseion znajdującego się również blisko Akropolu, a ścieżka na jego szczyt prowadzi obok ruin świątyni Dimitriosa, z nieźle jeszcze zachowanymi freskami. To tutaj – tuż obok – znajduje się słynne, opisywane w Dialogach Platońskich, „więzienie Sokratesa”. Jest to wykuty w skale kompleks trzech pomieszczeń oraz zbiornika na wodę. Tam również, na czas II Wojny Światowej, schowano tu przez nazistami antyki pochodzące z całego Akropolu.
Muzeum Akropolu – to jedyna – nowoczesna – budowla znajdująca się tak blisko historycznego Akropolu. Została ona zbudowana i udostępniona dla zwiedzających w 2009 roku. Ponieważ budynek ten ufundowany jest na pozostałościach antycznych Aten, zastosowano w nim szklane podłogi, pod którymi można podziwiać starożytne miasto. Wewnątrz, na trzech kondygnacjach oglądać możemy biżuterię oraz wyroby ceramiczne pochodzące z okresu od XXX do VI w. p.n.e., a także rozmaite artefakty z licznych świątyń, np. oryginalny fryz zdobiący ściany świątyni Ateny – Nike, a także dekoracje Partenonu.
W Atenach znajduje się również forum rzymskie (tzw. „rzymska Agora”), które miało być przedłużeniem greckiej Agory, a usytuowane zostało na północny wschód od Akropolu. Charakterystyczną dla tego miejsca budowlą – jedną z lepiej zachowanych w całych antycznych Atenach – jest Wieża Wiatrów. Jej osiem kątów symbolizowało osiem wichrów, sama zaś pełniła rolę zegara miejskiego oraz wiatrowskazu. Stąd, jest to najstarsza „stacja meteorologiczna” na świecie. Nieco dalej – w głębi – podziwiać możemy kolumny wspierające fronton monumentalnej bramy zbudowanej za panowania cesarza Augusta.
Po odwiedzeniu Akropolu – czas na kolejny punkt z listy must-see Aten – Plac Syntagma i Grób Nieznanego Żołnierza. Tam bowiem wszyscy zwiedzający oczekują na chwilę, w której codziennie – dokładnie co godzinę – odbywa się tradycyjna zmiany warty. Wartownicy pełniący tę zaszczytną służbę – to Evzoni – członkowie elitarnej gwardii, którymi mogą być wyłącznie obywatele greccy. Oni to, po wzorowym odbyciu służby wojskowej i spełnieniu kilku innych warunków – również tych fizycznych (jeden z ważniejszych to … proste nogi) – ubrani w tradycyjne niespotykane nigdzie dotąd uniformy stanowią główną atrakcję tego wyjątkowego miejsca.
Zarówno ich zjawiskowy strój, w skład którego wchodzi m.in. – spódniczka fustanelle z – bagatela – czterystoma zaprasowanymi plisami, jak i białe getry z pomponami oraz czerwone caruchi (podkute trzewiki również z pomponami) jak i widowiskowa, wręcz hipnotyzująca „choreografia” marszu wymagająca wielu godzin żmudnego treningu stwarza niesamowitą atmosferę tego co godzinnego „teatrum”. Dlatego naprawdę warto pojawić się tutaj choć jeden raz i wszystko to na własne oczy usłyszeć i zobaczyć.
Nieopodal, w pobliżu, znajduje się oaza zieleni greckiej stolicy, czyli Ogród Narodowy – znany wcześniej jako Ogród Królewski – i założony przez żonę Cesarza Ottona I – Wielkiego. Można tu pospacerować i prawdziwe odpocząć podziwiając spacerujące żółwie czy też wypatrywać ukrytych w koronach drzew różnokolorowych papug. Po przejściu przez ogród dochodzimy bezpośrednio do ulicy Irodou Attikou, gdzie znajduje się Pałac Prezydencki. Tu również pełnią wartę żołnierze Evzoni i również możemy obserwować zmianę ich warty, choć mniej już uroczystą od tej przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Co ciekawe atmosfera panuje tutaj dość swobodna, a sami żołnierze maszerując przed Pałac Prezydencki przepuszczają jadące ulicą samochody, czasem zagadując nawet do przechodzących obok ludzi. Zarówno tu, jak i przy Grobie Nieznanego Żołnierza można robić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcia, do których to chętnie pozują.
Dla wielu z nas Ateny to nie tylko czcigodny i historyczny Akropol, ale też – czy może przede wszystkim – kolebka Igrzysk Olimpijskich i w ogóle sportu. Otóż, w 1896 roku Stadion Panatenajski – bo o nim chcę teraz opowiedzieć – ponownie stał się miejscem organizacji Igrzysk Olimpijskich. Były to pierwsze od czasów starożytnych Igrzyska Olimpijskie, a ich oficjalnego otwarcia dokonał sam król Grecji – Jerzy, zaś inicjatorem całego przedsięwzięcia był francuski historyk i pedagog Pierre de Coubertin. Obecnie po stadionie można się swobodnie przemieszczać, można nawet przebiec się po 400 metrowej bieżni, czy stanąć na pierwszym miejscu ustawionego tam podium, zwyciężając walkę z samym sobą. Pod trybunami stadionu odnajdujemy wejście do muzeum, do którego prowadzi wydrążony w skale tunel. Nim to, niegdyś, zawodnicy wybiegali prosto na arenę. Tutaj – na Stadionie Panatenajskim – tradycyjnie kończą się obecnie wszystkie biegi maratońskie odbywające się w Atenach.
Kolejną atrakcją turystyczną jest, niewątpliwie, XI-wieczny kościół Kapnikarea. To bezdyskusyjnie jedna z najstarszych budowli sakralnych w Atenach. To, co w nim urzeka każdego wchodzącego – to niesamowite zderzenie ciszy panującej wewnątrz z narastającym gwarem otaczającego go deptaku ulicy Ermou – bo znajduję się on dokładnie w pośrodku głównej ulicy greckiej stolicy; miejsca pełnego znanych sklepów oraz restauracji. Na pewno wartą zobaczenia jest również Katedra Zwiastowania Matki Bożej i znajdująca się tuż obok niej bizantyjska perełka – Agios Eleftherios (znana także jako Mikri Mitropoli czy Panagia Gorgoepikoos). W tym miejscu do VIII wieku znajdowała się świątynia bizantyjskiej cesarzowej – Eirene, skąd wiele elementów zostało później wykorzystanych do budowy i wystroju nowej świątyni –zainicjowanej w XII wieku przez biskupa Aten.
To tyle. I sama nie wiem, czy to tylko tyle, czy może – aż tyle. Jakoś nigdy wcześniej nie ciągnęło mnie specjalnie do greckiej stolicy, ale teraz – po tych kilkunastu godzinach tutaj spędzonych – cieszę się, że jednak tu w końcu dotarłam. Hmm. Może uda się jeszcze, kiedyś, powtórzyć taki „szalony” wypad i tutaj powrócić?
Gdzie w Atenach dobrze i smacznie zjeść?
Delektowanie się kuchnią regionalną, jest tym, czego z pewnością pominąć nie można, dla mnie odkrywanie nowych smaków jest równie ważne jak poznawanie historii i kultury danego miejsca. Ze względu na ograniczenia czasowe, tym razem, wolałam trafić do miejsc już niejako sprawdzonych. Skorzystałam zatem ze wskazówek Karoliny i Piotra i na drugie śniadanie wybrałam się do Sfiki na polecane przez nich honey-baked feta czyli smażoną fetę w cieście filo i w sezamie – a to wszystko polane miodem. Zwykle staram się wybierać lokale mniej popularne wśród turystów, ale Lukamades jest równie popularna wśród Ateńczyków, jak i wśród turystów. Miniaturowe pączki z różnymi nadzieniami i polewami przyciągają do niewielkiej cukierni dosłownie tłumy, stad nie dziwcie się, że czasem trzeba poczekać trochę na wolny stolik. Ale zapewniam – warto!
Kiedy jechać do Aten?
Do Aten, niewątpliwie, można przyjechać przez cały rok. W lecie jednak jest tutaj naprawdę bardzo gorąco, co może nieco utrudniać efektywne zwiedzanie licznych atrakcji zlokalizowanych najczęściej na otwartej przestrzeni. Najzimniejszym oraz najbardziej deszczowym miesiącem tutaj jest styczeń. W lutym zaś – kiedy to byliśmy – było 18 stopni i przyjemnie świeciło słońce, zapewne równie pięknie jest także wiosną i jesienią.
Na co uważać w Atenach?
W Atenach – jak w wielu innych stolicach i turystycznie popularnych miastach – należy uważać na kradzieże. Niestety, te zdarzają się tutaj nader często. Na szczęście nam nie przytrafiło się nic złego, ale spotkane na wąskich uliczkach Polki opowiadały nam, jak tylko dzięki czujności jednej z nich uniknęły kradzieży, tuż po wyjściu z lotniska. Coś chyba jest „na rzeczy” w tych opowieściach, bo szczerze mówiąc, nigdzie poza Atenami nie widziałam tak wielu osób noszących plecaki „z przodu”.
Ateny – jak to już wspominałam – to niewątpliwie kolebka cywilizacji, naszej cywilizacji – ale także kolebka demokracji i kolebka kultury greckiej. Warto jednak wiedzieć, że niezwykle ważne dla greckiej państwowości symbole powstawały stosunkowo daleko od samych Aten. Pierwsza bowiem grecka flaga powstała na malowniczej wyspie Skiathos w Moni Evangelistrias, natomiast hymn państwowy został napisany w Zakynthos (jest on wpisany do Księgi Rekordów Guinessa jako najdłuższy hymn państwowy świata – liczy sobie zaledwie …158 zwrotek).
Zdjęcia wykonałam w lutym 2020 r.
Krótka ale bardzo owocna ta wycieczka. Życzę kolejnych pięknych podróży;)
Dziękuję 🙂 mam nadzieję, że jeszcze kilka miejsc uda się odwiedzić
Marzę o podróży do Grecji… mam nadzieję, że szybko się spełni!
Tego Ci życzę, Grecja jest tak różnorodna w swoich atrakcjach, że na jednej podróży nie powinnaś przestawać 🙂
Ja byłam prawie tydzień w Atenach i mam podobne wspomnienia.Odwiedzałam takie same znane miejsca.Twoja była intesywna .
Super,że udało Ci się zobaczyć tyle fajnych miejsc.
Grecja jest cudowna!
Pozdrawiam!
Irena -p Hooltaye w podróży
Tydzień to już konkretny pobyt, po moim wypadzie pozostał niedosyt, nie było czasu na odkrycie tych nieoczywistych miejsc znanych tylko lokalsom. Mam co nadrobić następnym razem, który oby był nieco dłuższy
Masz rację – Grecja jest cudowna.
Pozdrawiam
Do Grecji mam drobny sentyment. Ateny już kilka razy odwiedzalem – służbowo i prywatnie. Warto…jest gdzie pochodzić choć najbardziej lubię zaszyc się gdzieś w knajpce z widokiem na Akropol i poprostu być…
Też lubię usiąść z filiżanką kawy i obserwować to, co dzieje się wokół. Niestety tym razem nie było na to czasu …
Bardzo owocny ten jeden dzień w Atenach!
A ja zawsze na wyspy greckie się udaję.
Dotąd też tylko wyspy odwiedzałam, aż przyszedł czas na stolicę. I myślę, że to dobra kolejność, bo Ateny takie nie do końca greckie są 😉
Zwiedzałam Ateny będąc w 6 miesiącu ciąży i witałam tam Nowy Rok, miło mi było przypomnieć sobie tamte miejsca.
Ateny mamy na liście od dawna, w sumie mamy nawet zaproszenie od znajomego Greka 🙂
Piękne zdjęcia! Ateny mam na razie w planach na przyszłość, al po tym wpisie myślę że przesuną się o parę pozycji w górę.
Dziękuję za miłe słowa. Teraz wszystkie podróże są planami na przyszłość, ale jeśli mogę coś sugerować to warto pomyśleć o zmianie kolejności na liście marzeń i wybrać się do Aten. Pozdrawiam
Zazdroszczę:) Grecja ciągle w planach
Polecam, ale chyba bardziej wyspy niż kontynent. Jak już będzie można spokojnie podróżować, to na pewno tam wrócę!
Marzy mi się jakaś podróż do Grecji, więc z chęcią zapoznałam się z tym wpisem.
Życzę więc, żeby marzenia się spełniły 🙂
Imponująca ilość odwiedzona w tak krótkim czasie. Swoją drogą nie przepadam za Atenami, wolę greckie wyspy.
Faktycznie, było bardzo intensywnie. Myślę, że wyspy ze swoją różnorodnością są bardzo ciekawe, ale Ateny trzeba choć raz zobaczyć.
Dziękuję za ten wpis. Na wakacje wybieram się akurat do Grecji
Grecja jest piękna. Zapraszam do innych greckich wpisów. I udanego urlopu.
Bardzo fajny opis. W Atenach byłam kilka lat temu i odwiedziłam większość opisanych miejsc również w jeden dzień. Uważam, że jeden dzień to zdecydowanie za mało.
Ale lepiej spędzić jeden dzień niż nie być wcale. A jak widać przy dobrym planie w jeden dzień można wiele zobaczyć.