Miejscowość Cassino leży, mniej więcej, w połowie drogi pomiędzy Rzymem a Neapolem. Zjazd z autostrady jest bardzo dobrze oznakowany, więc ciężko go przeoczyć. Przed nami do pokonania wiele niezwykle ciasnych zakrętów i ekstremalnie stromy podjazd. Na licznych serpentynach jest tak ciasno, że nie ma możliwości wyminięcia się z jadącym góry innym pojazdem. Kierowcy autobusów doskonale wiedzą o tym, dlatego podczas zbliżania się do ostrego zakrętu zawsze trąbią, żeby ostrzec tych, którzy w tej chwili być może właśnie zjeżdżają już ze szczytu. Wjazd na górę autentycznie przyprawia o zawroty głowy, a widoki przepaści zza okna autobusu – zwłaszcza dla siedzących od strony – mogą doprowadzić do szybszego bicia serca. Wielu w tym momencie zwyczajnie odwraca głowy, pytając innych podróżnych czy to już koniec serpentyn i można spokojnie spoglądać w okna.
W końcu szczęśliwie i bezpiecznie docieramy na wysokość 519 metrów n.p.m., czyli na szczyt wzgórza Monte Cassino, gdzie znajduje się wczesnośredniowieczne (inni mówią, że nawet jeszcze starożytne) opactwo benedyktyńskie. Warto zapamiętać, iż jest jedno z najbardziej znanych opactw na świecie. Otóż, w 529 roku eremita – św. Benedykt z Nursji – wybrał właśnie tę niedostępną górę, aby zbudować na niej klasztor, który miał gościć jego i innych mnichów idących za nim w drodze z Subiaco.  

W miejscu tym istniała od wieków pogańska świątynia Febusa – Apolla, ale Benedykt zniszczył ją, poświęcając nową świątynię św. Janowi Chrzcicielowi. Tutaj napisał również prostą, aczkolwiek znaną do dziś dnia wszystkim chrześcijanom, regułę zakonną regulującą życie mnichów. Reguła ta streszczała się w zasadzie do dwóch słów: ora et labora, czyli módl się i pracuj. Ze względu na swoje strategiczne położenie niejednokrotnie benedyktyński klasztor na Monte Cassino był atakowany i niszczony. Historia donosi, iż w roku 584 wzgórze to zdobyli najpierw Longobardowie, którzy zburzyli pierwotny klasztor i wypędzili stamtąd mnichów. Kolejny atak miał miejsce w 883 roku, kiedy to klasztor zdobyli Saraceni, niszcząc go doszczętnie (w czasie tego najazdu spłonął także oryginalny rękopis świętej reguły zakonnej napisany przez św. Benedykta). W roku 1349 opactwo nawiedziło trzęsienie ziemi, bezpowrotnie niszcząc część zabudowań. Pozostałe po tym wydarzeniu liczne pęknięcia, a miejscami poważne uszkodzenia, to historyczny ślad nawiedzających to miejsce kataklizmów i zmagania się z siłami przyrody. Za każdym razem klasztor podnosił się jednak z ruin, a z odbudową zniszczeń współgrał rozkwit samego zakonu. W lutym 1944 roku w czasie II Wojny Światowej – bombardowania wojsk hitlerowskich doprowadziły do niemal całkowitego zniszczenia klasztoru. Nie ucierpiały jedynie podziemia, co uznano za cud. Do dziś bowiem możemy podziwiać wyjątkowo ozdobną, połyskującą złotymi mozaikami oryginalną kaplicę św. Benedykta oraz jego siostry – św. Scholastyki. Po zakończeniu II Wojny Światowej – klasztor zrekonstruowano na podstawie dawnych obrazów, a bazylikę wraz z jej wystrojem dokładnie odtworzono na podobieństwo tej XVII-wiecznej. Znajduje się ona w najwyższej części zabudowań i wchodzimy do niej po schodach. W środku na sklepieniu można zauważyć puste miejsca – pozbawione polichromii i malowideł – to właśnie te fragmenty, które całkowicie zostały zniszczone w trakcie bombardowań i nigdy ich nie odtworzono. Z okien górującego nad wszystkim benedyktyńskiego klasztoru doskonale widać następne historyczne miejsce na naszym szlaku – «Polski Cmentarz».  

Wpisujący się w historię chrześcijaństwa oraz kultury Europy Benedyktyński klasztor na Monte Cassino – który powoli żegnamy – to przepiękne, napawające zadumą nad modlitwą i pracą – mistyczne miejsce!

Polski Cmentarz Wojenny na Monte Cassino – historia pisana krwią bohaterów 

Już sama droga wiodąca z klasztoru na Polski Cmentarz Wojenny na wzgórzu Monte Cassino wycisza pasażerów, a tych zwłaszcza ze średniego i starszego pokolenia wprowadza w głęboką historyczną zadumę, na szczęście ta cisza nie uspokaja  kierowcy – droga bowiem jest równie niebezpieczna. co kręta, a do tego wyjątkowo wąska i porośnięta przez rozmaite krzewy. Przyroda jest tu raczej pozostawiona samej sobie, stąd wydaje się dzika i wręcz nieokiełznana.  Liczącą ponad 300 metrów aleją  – w absolutnej ciszy – dochodzimy powoli do bram Cmentarza – Pomnika. To tutaj, w maju 1944 roku, w czasie pamiętnej, krwawej bitwy żołnierzy 2 Korpusu Polskiego pod dowództwem generała Władysława Andersa – zwanej także „Bitwą o Rzym” – „Czerwone maki” – z przejmującej wojennej pieśni Feliksa Konarskiego – dosłownie „piły Polską krew”. 

Tak to „miejsce – symbol”, w swoich Szkicach opisywał Melchior Wańkowicz:

Schodami wchodzimy na wielkim łukiem zatoczone plateau, kryte trawertynem (co to z niego zbudowane jest Koloseum). Wejścia pilnują w trawertynie rzeźbione przez profesora Cambelottiego dwa ogromne orły na trzymetrowych pilastrach, o potężnych szponach, o skrzydłach husarskich. Pośrodku liczącego tysiąc czterysta metrów kwadratowych plateau szesnastometrowy krzyż Virtuti Militari z wiecznie płonącym zniczem…. 

Do tego opisu dodać tylko można, iż na białym podniesieniu, niczym na marmurowym ołtarzu, znajdują mogiły ponad 1070 spoczywających tutaj polskich żołnierzy. Byli właściwie ze wszystkich stron Polski. To żołnierze różnych stopni, różnych wyznań i w najróżniejszym wieku. Złączeni przez los tym, co na wieki wykute zostało na jednym z cmentarnych kamieni – apelem skierowanych do potomnych: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. 

Tak oto, staliśmy się kolejnym pokoleniem, do którego skierowane zostało tamto „wołanie” i własnymi rękoma dotknęliśmy najboleśniejszych i jednocześnie najchwalebniejszych ran Polskiej historii.  Powiemy… i nie zapomnimy! Tutaj także, na tym historycznym cmentarzu – w specjalnych grobach spoczywają, m.in. biskup polowy Józef Feliks Gawlin (pochowany 8 kwietnia 1965 roku), generał Władysław Anders (pochowany 23 maja 1970) oraz jego żona Irena Anders (pochowana 21 maja 2011 roku). Pozostałe dwa nagrobki to symboliczne mogiły należące do generała Bolesława Ducha oraz kapitana Adolfa Dziekiewicza – których historia życia, również związała z tym miejscem. 

Wieczny odpoczynek – racz im dać Panie…

zdjęcia wykonałam we wrześniu 2019 r. 

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

11 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Irena i Marek
21 października 2019 11:50

Wspaniały klasztor i bliski sercom Polaków cmentarz.
Miałam okazję zobaczyc te miejsca rok temu.
Historia opactwa jest niesamowita,a jego wnętrza, dziedzińce,krużganki przepiękne.Na cmentarzu się wzruszyłam, mój dziadek tu walczył.
Miło było powspominac i zobaczyc Monte Cassino Twoimi oczami.
Pozdrawiam!
Irena

Malgosia/Matczyne Fanaberie
21 października 2019 14:33

Nie byłam tam jeszcze i widzę/czytam, że musimy to jak najszybciej nadrobić. Twoja perspektywa bardzo mnie przekonuje i zamierzam to nadrobić

Karolina | Worldwide Panda
21 października 2019 18:49

W tej części Włoch jeszcze mnie nie było, ale na pewno to nadrobię! Monte Cassino jest pełne historii, warto odwiedzać takie miejsca i warto o tej historii czytać. Dziękuję!

skarby na półkach
29 października 2019 09:33

podoba mi się ten dualizm, miejsce jest niesamowicie przyciągające!

Nicolestraveljournal
5 listopada 2019 17:03

Miałam okazję być na Monte Cassino parę lat temu. Bardzo spokojne miejsce, skłaniające do refleksji nad historią. Moje odczucia co do drogi były natomiast inne. Była kręta, ale u mnie raczej serpentyny wywoływały uśmiech na twarzy i z wielką chęcią podziwiałam niesamowite widoki za szybą 🙂
nicolestraveljournal.blogspot.com

Ania z Wychowanietoprzygoda
11 lutego 2020 11:05

Artykuł zainteresował mnie, bo właśnie czytaliśmy z synem książkę „Dziadek i Niedźwiadek” Łukasza Wierzbickiego, której punktem kulminacyjnym jest bitwa o Monte Cassino. Potem trochę historii i oczywiście pieśń o czerwonych makach. A dzięki Twojemu artykułowi, są i zdjęcia. Dziwuję i pozdrawiam serdecznie !