Włochy – to po prostu moje ukochane miejsce na Ziemi… Czasem tak sobie myślę, że gdybym kiedyś miała się stąd wyprowadzić – to chciałabym przeprowadzić się właśnie tam. Nie ma bowiem innego kraju, gdzie czułabym się tak „u siebie”, i w którym jest tyle do zobaczenia, do zwiedzania, chłonięcia i do posmakowania. Tu można spotkać praktycznie wszystko – wspaniałe plaże nad ciepłymi wodami mórz, wysokie ośnieżone nawet latem góry, imponujące zabytki, dzieła sztuki, piękne widoki, no i do tego (bo przecież nie samymi tylko urokami żyje człowiek) – pyszne jedzenie. Jedną rzecz – już na samym początku – trzeba sobie powiedzieć jasno: Włoch nie da się poznać, jadąc tam tylko raz, na krótkie wakacje czy na tygodniową objazdówkę z biurem podróży. Oczywiście, mając alternatywę: «tak albo wcale» – w zasadzie nie można podjąć innej decyzji, mając jednak świadomość, że istnieje spore ryzyko zarażenia się fenomenem słonecznej Italii i połknięcia włoskiego „bakcyla”. A wówczas życia nie wystarczy na zobaczenie i dotknięcie wszystkiego, co ten kraj ma do zaoferowania. Absolutne minimum – to działa stuki sakralnej, czyli kościoły, dalej muzea i galerie Rzymu, Florencji, Wenecji, Padwy czy Sieny. Niektórzy (wśród nich, również i ja) uważają, że nie ma na świecie drugiego takiego miejsca jak Asyż, który inspiruje i hojnie obdarowuje zwiedzających to miejsce doznaniami duchowymi, inni zaś uwielbiają toskańskie klimaty i krajobrazy, jeszcze inni doceniają cudowne plaże okolic Sorrento. Słowem: Dla każdego, coś miłego!

Niemal na każdej stronie internetowej o tematyce turystyczno-podróżniczej można znaleźć wpisy o tzw. „topowych miejscach”. Znajdziemy tam, więc wykazy najważniejszych miast, najpiękniejszych plaż, najwyższych budynków, muzeów wartych zobaczenia w danym państwie czy regionie. Do tego wszystkiego dosłownie całe katalogi potraw i dań godnych spróbowania, a także swoistą listę widoków wartych sfotografowania itp. Z taką „ofertą” wychodzą nam naprzeciw także i Włochy. Wystarczy tylko poszukać, a potem pojechać i samemu się przekonać. 

Opowiadając o Włoszech trzeba koniecznie dodać, iż jest o to miejsce, które jak niewiele innych w Europie dosłownie przyciąga turystów-pielgrzymów, i to zarówno w grupach zorganizowanych, jak też indywidualnych. Próbowałam nawet znaleźć w sieci jakiś „ranking” popularności takich świętych miejsc. Otóż, można je podzielić na dwie grupy. Pierwsze, z takich miejsc, to te, które są na wszystkich listach must see – należy do nich Watykan oraz kościoły (zwłaszcza katedry i bazyliki) w samym Rzymie, dalej w Asyżu, Mediolanie i Florencji. Druga grupa, natomiast to dosłownie niezliczone miasta i miasteczka, a nawet wsie, które znane są tym bardziej wtajemniczonym. Te, wydawać by się mogło z pozoru, iż niewiele mają do zaoferowania poza owym świętym miejscem. Przez blisko 30 lat, które minęły od mojego pierwszego pobytu we Włoszech, celowo lub zupełnym przypadkiem odwiedziłam kilkanaście takich świętych – ze względu na osobę, czy na wydarzenie – miejsc. W mojej pamięci pozostaną na zawsze. 

Tak, oto – przez lata – powstawało moje TOP; moja lista włoskich miejsc świętych – naprawdę wartych zobaczenia. W zamieszonych poniżej linkach możecie znaleźć dokładne opisy, zarówno wydarzeń, jak i samych obiektów sakralnych, więc nie będę się powtarzać. Nie ma bowiem sensu wyważać dawno już otwartych drzwi. Dlatego, dosłownie w kilku słowach tylko podzielę się z Wami, swoimi osobistymi wrażeniami płynącymi z odwiedzin tych szczególnych miejsc.

Monte San Angelo Sanktuarium św. Michała Archanioła
http://www.santuariosanmichele.it/ 

To niezwykłe miejsce położone na jest wysokości 856 metrów n.p.m. w Apulii, w południowo-wschodnim regionie Włoch, który stanowi „ostrogę” tzw. „włoskiego buta”. Do Monte San Angelo można dotrzeć dwiema drogami: jedna prowadzi z oddalonego o nieco ponad 20 km San Giovanni Rotondo (też masowo odwiedzanego przez pielgrzymów, ze względu na osobę św. Ojca Pio – ale o tym, innym razem), a druga bardziej okrężna, wiedzie na wzgórze wieloma niezwykle groźnie wyglądającymi serpentynami – stanowiącymi dodatkową „atrakcję” tej trasy. Tym razem wybieramy prostszą drogę, tę z San Giovanni, dość leniwie wije się ona wśród pól, łąk i wszędobylskich tutaj winnic, wprowadzając nas w «sielski i – nomen omen – anielski» nastrój. Dziwić się temu raczej trudno, wszak Monte San Angelo – to po prostu „anielskie miasto”. Wśród kolorowych krajobrazów dosłownie wyłania się naszym oczom kamienne, śnieżnobiałe, ciche i sprawiające wrażenie wręcz pustego, włoskie miasteczko. Z parkingu widzimy morze i zamek, ale my idziemy ostro w dół, wąską uliczką pełną rozmaitych straganów, sklepików i stoisk; wszędzie tutaj króluje św. Archanioł Michał – główny święty tego niezwykłego miejsca – uwielbiany przez mieszkańców i czczony w sposób szczególnie uroczysty dwa razy w roku: w dniu 8 maja oraz 29 września. Bo właśnie tu znajduje się słynne sanktuarium – bazylika św. Michała Archanioła  jedyna świątynia na ziemi niepoświęcona ręką ludzką. „Ten, który ją wybudował, sam ją poświęcił i konsekrował” – oznajmił św. Michał Archanioł podczas trzeciego objawienia. Trzeba przyznać, że operatywni Włosi w doskonały sposób „łączą” świętość z codziennością, więc na wspomnianych straganach św. Michał znajduje się w towarzystwie charakterystycznych dla tego regionu produktów spożywczych takich jak słynne włoskie ostie piene – regionalny smakołyk przypominający nieco dwa białe wafle, złączone karmelizowanymi w miodzie i cynamonie migdałami; dalej tradycyjnie wypiekane foccacie i chleby, których bochenki – a właściwie to bochny – mogą mieć nawet 1 metr średnicy! No i wszędobylska tutaj oliwa – kulinarny skarb całego regionu, tradycyjnie tłoczona w kameralnych, najczęściej rodzinnych tłoczarniach.


Manopello Volto Santo Cudowny Wizerunek Chrystusa

https://www.voltosanto.net/

Jest takie miejsce we Włoszech, gdzie można dosłownie stanąć „twarzą w twarz” z Jezusem z Nazaretu. To miejsce usytuowane niemal na odludziu, położone z dala od gwaru wielkich miast. Odnajdujemy je wśród masywów górskich włoskiej Abruzji, na trasie pomiędzy Rzymem a Pescarą. Niewielki kościół, którego neoromańska fasada zbudowana jest z beżowych i różowych kamiennych bloków ułożonych w geometryczny wzór. Wybierając się tutaj, warto dobrze sprawdzić godziny otwarcia Sanktuarium – oprócz bowiem świątyni i niewielkiej kawiarenki w znajdującym się tuż obok Domu Pielgrzyma nie ma tu dosłownie nic. Tak jak wspomniałam – prawdziwe, idealnie nadające do duchowego zanurzenia się w „Tajemnice” oraz do kontemplacji „odludzie”. Może nie zabrzmi to najlepiej – ale to miejsce jest dla mnie jakoś „magiczne”. Ze wszystkich bowiem wymienionych w tym wpisie miejsc – Manopello jest jedyne, do którego jedziemy dosłownie dla jednego kościoła – a raczej do Tego, którego autentyczne odbicie twarzy ten kościół skrywa. Cisza panująca na zewnątrz i surowa prostota wewnątrz – powodują, iż możemy skupić się na tym, co tu najważniejsze. Na spotkaniu z NIM. W czasie tego spotkania nie potrzeba słów – wszystkie wobec tej „świętej obecności” i „tajemnicy” wydają się być zbędne.  Jeszcze do niedawna, w zasadzie historia tzw. Całunu Świętego Oblicza nie była ogólnie znana. Przełomem stał się rok 1979, kiedy to siostra Blandina Paschalis Schlöme odkryła podobieństwo pomiędzy Obliczem Jezusa na Całunie z Manopello i wizerunkiem Chrystusa znajdującym się na Całunie Turyńskim. Niemiecki dziennikarz, korespondent „Die Welt”, Paul Badde, autor „Boskiego Oblicza”, książki, która rozsławiła Manopello dosłownie na cały świat – napisał: Spotkanie z wizerunkiem jest spotkaniem z żywym człowiekiem. Nie znam innego obrazu na świecie, z którym człowiek byłby w stanie wejść w tak bezpośredni kontakt. To niezwykłe doświadczanie potwierdza naprawdę wielu ludzi – także niewierzący, którzy również nawiedzają to miejsce. Zapytani o swoje wrażenia zwykli turyści, otwarcie mówią, że patrząc w oczy „Chrystusa w Manopello” czują jakiś racjonalnie niewytłumaczalny pokój w sercu, ich problemy wydają się mniejsze, a krzyż codzienności już nie tak ciężki. Być może dlatego tak wielu chce tam wracać. Będąc w okolicy naprawdę warto tutaj wstąpić.


Loreto Sanktuarium Matki Bożej Loretańskiej

https://santuarioloreto.it/

Loreto – to urocze miasto położone w środkowych Włoszech tuż nad Adriatykiem. To dawna osada obronna, która dziś postrzegana jest, przede wszystkim, jako jeden z najważniejszych ośrodków pielgrzymkowych na włoskim wybrzeżu Adriatyku. Współcześnie miasto mocno rozrosło się poza mury obronne, ale tak się szczęśliwie złożyło, że nocleg mieliśmy zarezerwowany niemal przy Placu Madonny. Dzięki temu, już wieczorem mogliśmy podziwiać Pałac Apostolski, którego budowę rozpoczęto według projektu Bramantego oraz tzw. Pałac Iliryjski. Wokół centralnie usytuowanej fontanny podziwiać można, wykonane za pomocą kredy, bezpośrednio na płytach chodnikowych piękne malowidła.  Ale oczywiście to, co tu najważniejsze – to kościół, w którego bryle pięknie łączą się ze sobą wpływy architektury gotyckiej i renesansowej. Pełna nazwa tego miejsca to: «Papieskie Sanktuarium Większe Świętego Domu Madonny z Loreto». Głównym punktem sanktuarium jest tzw. Święty Domek (Santa Casa di Loreto). Jest to niewielki budynek wykonany z kamienia. Zewnętrzne ściany „domku” to marmurowe płaskorzeźby, przedstawiające sceny z życia Maryi Matki Jezusa. Według starożytnej chrześcijańskiej tradycji, jest to część nazaretańskiego domu, w którym urodziła się i wychowała Najświętsza Maryja Panna. Tam, też dokonać się miało Zwiastowanie i mieszkać w nim miał także – w czasach swego dzieciństwa – Jezus Chrystus. Według podań, po Wniebowstąpieniu Jezusa Dom ten został przekształcony w kościół. Zaś, aby ochronić to miejsce przed zniszczeniem przez pogańskich Turków – w 1291 roku rodzina de Angeli sfinansowała i zorganizowała przewóz Domku drogą morską przez Bałkany, aż do Recanati. W środku, wewnątrz Santa Casa znajduje się rzeźba Madonny z Loreto. Warto wspomnieć, iż u stóp Bazyliki Loretańskiej znajduje się Polski Cmentarz Wojenny. Spoczywa na nim ponad tysiąc żołnierzy i oficerów 2. Korpusu Polskiego dowodzonego przez gen. Władysława Andersa – żołnierzy poległych w walkach o wyzwolenie regionu Marche. Decyzję o powstaniu tego cmentarza podjęto w 21 lipca 1944 roku, kiedy to w Bazylice Loretańskiej odbyło się żałobne nabożeństwo za poległych polskich żołnierzy. Uczestniczyli w niej: Naczelny Wódz Polski: gen. Kazimierz Sosnkowski i gen. Władysław Anders a także mieszkańcy miasta i przedstawiciele władz.


Lanciano miejsce Cudu Eucharystycznego
http://www.miracoloeucaristico.eu/

Sjesta – fantastyczny zwyczaj powszechny we wszystkich krajach basenu Morza Śródziemnego, bardzo zdrowy i praktykowany od czasów starożytnego Rzymu. Szczerze zazdroszczę Włochom, Grekom czy Hiszpanom tej przerwy w upalny dzień, kiedy można zwolnić, zdrzemnąć się, odpocząć. Niestety kiedy trzeba zaplanować objazd kilku miejscowości i w każdej z nich odwiedzić choćby jedno historyczne wnętrze zaczyna się robić nerwowo, bo jak nie liczyć i nie planować gdzieś trafi się na sjestę.  Tym razem tak stało się w Lanciano. Spóźniliśmy się dosłownie kilka chwil … Na szczęście to naprawdę piękne miasto z mostem pamiętającym rzymskie czasy, z romańskimi, kamiennymi budowlami, z resztkami murów obronnych. Spacerując pełnymi uroku, wąskimi uliczkami, na których czas jakby stanął wiele lat temu, docieramy ponownie w okolice kościoła świętego Franciszka, w którym znajduje się relikwiarz z dowodami jednego z pierwszych i największych cudów eucharystycznych kościoła katolickiego. W VIII wieku miał tu miejsce pierwszy i największy cud eucharystyczny Kościoła katolickiego. Była to boska odpowiedź mnichowi z Brazylii, który wątpił w prawdziwą obecność Jezusa w Eucharystii. Podczas Mszy świętej, po konsekracji, hostia zamieniła się w żywe ciało, a wino w żywą krew. W 1970 r. oraz ponownie w 1981 r. przeprowadzono precyzyjne badania naukowe uzyskując następujące wnioski: Ciało jest prawdziwym ludzkim ciałem, Krew jest prawdziwą ludzką krwią; Ciało składa się z tkanki mięśnia sercowego; oba mają grupę krwi AB.


Pompeje Bazylika Matki Bożej Różańcowej

http://www.santuario.it/ 

Nie ma chyba takiej osoby w Polsce, a myślę, że i nawet w Europie, która nie słyszałaby kiedyś o włoskich Pompejach – więc pewnie ich tragiczna historia jest powszechnie nam znana. Dla porządku przypomnę tylko, że 24 sierpnia 79 r. Wezuwiusz, wulkan kilkadziesiąt lat wcześniej uznany za wygasły, niespodziewanie obudził się wybuchając i dosłownie pokrywając miasto Pompeje popiołem, a także zalewając je potokami rozpalonej do czerwoności lawy, zmieszanej z błotem. Nieprzerwana erupcja wulkanu trwała przez trzy dni. Miasto wówczas pokryła ponad 6-metrowa warstwa popiołów, która dosłownie zadusiła Pompeje, utrwalając – niczym na kliszy fotograficznej – na tysiąclecia „dowody” jego istnienia. Stanowisko archeologiczne Pompejów znajduje się dziś na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO i jest jednym z najczęściej odwiedzanych historycznych miejsc we Włoszech. Szkoda, że dla większości turystów tutaj zaczyna iw zasadzie też kończy się zwiedzanie tego szczególnego – „pogrzebanego za życia” – miejsca.  We wrześniowe przedpołudnie Pompeje wyglądają na małe i senne miasteczko. Widać jedynie niewielki ruch przy bramie prowadzącej do Parku Archeologicznego. Dostrzegłam wśród nich jedynie kilku leniwie spacerujących turystów. Raz po raz pojawia się także obsługa licznych tutaj lokali gastronomicznych tęsknie wypatrująca potencjalnych klientów i zachęcająca do skorzystania akurat z ich „wyjątkowej” oferty. Czyli: nihil novi sub sole – jak mawiali starożytni Rzymianie. Nowe Pompeje „wyrosły” w XIX wieku. Centralnym ich punktem jest ogromna bazylika wzniesiona ku czci Matki Boskiej Różańcowej, i zbudowana w klasycystycznym włoskim stylu. Trzeba uczciwie przyznać, iż może nie jest ona szczytem osiągnięć włoskich inżynierów, malarzy i architektów – to robi na odwiedzających spore wrażenie. W centrum, w głównym ołtarzu słynący cudami obraz Matki Bożej (Maryja, jakby siedząca na tronie i podająca różaniec św. Katarzynie ze Sieny – pierwotnie była to ponoć św. Róża), Jezus zaś wręcza go św. Dominikowi. Historia tego obrazu też jest niecodzienna. Otóż, został on zakupiony w roku 1875 przez bł. Bartolo Longo, w sklepie ze starociami – dosłownie za trzy i pół franka, bo był w tak opłakanym stanie; w dodatku o naprawdę lichej wartości artystycznej. Dziś, po latach bazylika Matki Bożej Pompejańskiej wyrosła na najważniejsze sanktuarium różańcowe w całych Włoszech. Zaś, znana z tego właśnie miejsca, tzw. «Różańcowa Nowenna Pompejańska» zyskuje coraz większe zainteresowanie.

zdjęcia wykonałam w latach 2010 – 2019 r.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

22 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Roza van der Blaast
11 listopada 2019 11:12

Wlasnie planuje podroz do wloch jeszcze w listopadzie! Mam nadzieje, ze sie uda. Te miejsca sa niezwykle!

Agata
11 listopada 2019 15:09

Otóż Włochy (Północne) to także moje ulubione miejsce i ja również mogłabym tam zamieszkać.

Nicolestraveljournal
11 listopada 2019 19:52

We Włoszech byłam wiele razy, w większości zwiedzalam na własną rękę, ale i tak objazdówka pozwoliła mi zobaczyć najwięcej i stworzyć w głowie taki ogólny obraz Włoch, a nie tylko poszczególnych miast czy wysp. Architektura (w tym przepiękne świątynie), historia, jedzenie, piękne plaże… sprawiają, że Włochy są cudowne po prostu!:)
nicolestraveljournal.blogspot.com

karolina.miller
12 listopada 2019 01:31

Jak ja lubię tą Twoją włoską miłość, totalnie się tu odnajduje i utożsamiam 🙂 a Monte Sant Angelo to bylo jedno z moich ulubionych miejsc w Apulii! Pięknie u Viebiey jak zawsze !

Madziakowo
13 listopada 2019 22:29

piekne te miejsca

Madka roku
17 listopada 2019 10:25

Piękne zdjęcia! Bardzo chętnie wybrałabym się znów do Włoch, ostatnim razem zwiedzalam Toskanię i kompletnie podbiła moje serce 🙂

pani.designer
17 listopada 2019 11:29

Piękne zdjęcia. Nigdy nie byłam we Włoszech. Może czas w końcu się wybrać? 🙂

Miłość Mamy
17 listopada 2019 12:39

Też się zakochałam we Włoszech po naszych ostatnich wakacjach. Warto tam wracać za każdym razem!

Ciekawska Magdalena
18 listopada 2019 09:50

Nic tylko zwiedzać i wolne dostać

skarby na półkach
18 listopada 2019 11:43

nie sądziłam, że tych miejsc jest aż tyle! bardzo fajna i rozwijająca wycieczka

krystynabozenna
18 listopada 2019 12:29

A ja Włochom zazdroszczę klimatu, diety, owoców, warzyw i oliwy. Aha i czerwonego wina 🙂

Angela
18 listopada 2019 22:18

Z chęcią odwiedzę Włochy, osobiście zazdroszczę im kilmatu i wina czerwonego. Włoskie wina są cudowne.

NeaveCreations
19 listopada 2019 10:43

We Włoszech byłam tylko przejazdem w drodze do Hiszpanii i nie widziałam absolutnie nic. Takie zestawienia świetnie prowadzą nie zaznajomionych z krajem/regionem po tym gdzie warto zajrzeć 👍

Irek
29 października 2021 10:43

Czasami bywam w sanktuariach, lubię ich architektoniczny przepych. Ale na taki koncept podróżowania bym nie wpadł. Już wolę moją “pielgrzymkę” po Sycylii, śladem grobów najsłynniejszych Mafiosis