Otóż, jak można wyczytać, m.in. w «Wikipedii» – „Włocławek należy do najstarszych miast w Polsce. Już bowiem, około X wieku p.n.e. istniała tutaj prastara osada antycznej kultury łużyckiej, natomiast w okresie późniejszym, bo około V wieku p.n.e. (a więc, wczesna epoka żelaza) na terenie obecnego Włocławka niezwykle sprawnie funkcjonowała osada kultury pomorskiej. Jak zatem widać, czas powstania tutaj pierwszej trwałej organizacji życia społecznego i gospodarczego przypada na analogiczną – jak w wypadku dobrze znanego nam wszystkim Biskupina epokę brązu. Znacznie później, w okresie panowania Bolesława Chrobrego, dla ówczesnego państwa polskiego Włocławek – obok Poznania i Gniezna – administracyjnie był niezwykle ważną lokalizacją i warownym grodem. Jego znaczenie było jednak głównie militarne. Jak donoszą annały – wielokrotnie wspierał on koronę niezwykłą, jak na ówczesne czasy, siłą dobrze wyszkolonego wojska (wsparcie to, liczyło podobno, nawet do 800 tzw. pancernych i blisko 2000 tarczowników)”. W dalszej części garści zawartych w «Wikipedii» informacji – dowiadujemy się także, iż w granicach obecnego miasta znajduje się aż 70 obiektów określanych jako „zabytkowe”, co potwierdzone jest oficjalnym wpisaniem ich do Rejestru Zabytków. I chyba nie powinno to zbytnio dziwić, bo – jak wiadomo – sam Włocławek leży na bogatej w rozmaite atrakcje turystyczne trasie turystycznej, zwanej Szlakiem Piastowskim. Pozyskane przeze mnie w ten sposób – i „na szybko” – informacje pozwalały mi więc oczyma wygłodniałej nieznanego wyobraźni „widzieć” już szereg zjawiskowych i interesujących miejsc, które koniecznie trzeba zobaczyć i sfotografować. Niestety, ale okazało się, że to tylko, i w dużej mierze – «wishful thinking», a „porządek życzeniowy” i „porządek faktyczny” – to dwa zupełnie różne porządki. Co, jednak absolutnie nie znaczy, że choć odrobinę żałuję tego czasu i swojej wizyty we Włocławku.
Niezwykle popularna «Wikipedia» nie jest moim jedynym źródłem informacji podczas przygotowań i planowania kolejnych wyjazdów, choć prawdą jest, że potrafi pomóc. Przyznam szczerze, iż już na początku nieco zdziwił i zastanowił mnie fakt, że prastary piastowski Włocławek (nasz dzisiejszy „cel” podróży) – tak niezwykle rzadko, żeby nie powiedzieć praktycznie wcale – pojawia się na różnych podróżniczych blogach i portalach. Przeszukując je dość skwapliwie znalazłam dosłownie kilka wpisów, na dodatek dość skrajnych. Jedne bowiem ukazywały to miasto, jako niezwykle atrakcyjną stolicę Kujaw, inne zaś, jako popadające w ruinę i ekonomicznie zaniedbane przemysłowe miasto, nie mające – poza odnowioną gotycką katedrą – praktycznie nic do zaoferowania turystom i gościom. Ta przedziwna polaryzacja opisów i stanowisk wydała mi się zupełnie niezrozumiała, dlatego tym bardziej, osobiście postanowiłam przekonać się jak jest naprawdę. Innymi słowy, kto mówi prawdę a kto kłamie? Bo, jak podpowiada klasyczna – jeszcze arystotelesowska – logika: «z pary dwóch zdań sprzecznych, albo oba są fałszywe – albo przynajmniej jedno z nich». Oba, bowiem, prawdziwe być nie mogą!
Młode pokolenie mawia dziś często – że «jak się coś zobaczyło, to się już tego „odzobaczyć” nie da». Umówmy się, że faktycznie miasto „nie rzuca na kolana”, ale jak wszędzie, dla tych którzy szukają jest w nim kilka „smaczków” czyli miejsc wartych naprawdę uwagi. Choć, nie są one zwiedzającym podane dosłownie „na tacy”. I tak, wjeżdżając strony od Torunia – drogą krajową nr 91 – przez dłuższy czas jedziemy wzdłuż ciągnącego się niemal w nieskończoność rurociągu/gazociągu należącego do słynnych niegdyś Włocławskich Zakładów Azotowych, a dziś powiązanego z PKN ORLEN równie słynnego „Anwilu”. Tak właściwie docieramy, niemalże, do centrum samego miasta, do starówki – a dokładnie do placu Mikołaja Kopernika. I faktycznie, jest to jedna z tych lokalizacji przy których naprawdę warto się zatrzymać. Wszak tutaj właśnie znajdują się owe najważniejsze zabytki Włocławka. Należą do nich: wspomniana już wcześniej prześliczna bazylika Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – będąca jednocześnie katedrą (Włocławek, bowiem, to nieprzerwanie – od XII wieku – stolica biskupstwa stanowiącego część metropolii gnieźnieńskiej), kościół św. Witalisa, zabytkowa wolnostojąca Dzwonnica z 1854 roku, Muzeum Diecezjalne, czy pomnik wybitnego polskiego astronoma Mikołaja Kopernika, który – jak donoszą przewodniki – pobierał pierwsze nauki właśnie we Włocławku, w tutejszej Szkole Katedralnej.
Tak więc, w porządku, w którym wymieniłam rzeczone lokalizacje – rozpoczynamy ich zwiedzanie. Obecna – gotycka – katedra włocławska, jak czytamy w informacji historycznej, stoi dokładnie na miejscu dawnej romańskiej bazyliki spalonej jeszcze przez Krzyżaków. Do jej gotyckiej bryły z czasem renesansowy architekt dobudował dwie nawy boczne. Na zewnętrznej ścianie jednej z nich – według lokalnej legendy – sam Mikołaj Kopernik umieścić miał zegar słoneczny, który do dzisiaj odmierza włocławianom czas. Wydawać by się mogło, że trafiliśmy idealnie, bo właśnie w katedrze kończyła się południowa, niedzielna Msza św. – więc kościół jest otwarty, a my po zakończeniu liturgii będziemy mogli sobie spokojnie pozwiedzać. Jednak po wejściu do środka okazuje się, że przy głównym ołtarzu udzielany jest jeszcze sakrament chrztu świętego. Dlatego nawiedzenie świątyni i spacer po niej rozpoczynamy od oglądania bocznych naw oraz znajdujących się tam kaplic. Wśród nich tej, w której, w dniu 3 sierpnia 1924 roku święcenia kapłańskie otrzymał Prymas Tysiąclecia – kardynał Stefan Wyszyński (za niedługo błogosławiony Kościoła Katolickiego) – o czym informuje nas wielka, odlana z brązu tablica pamiątkowa. W międzyczasie, gdy uczestnicy chrztu, po pamiątkowych fotografiach nie zdążyli jeszcze dobrze odejść od ołtarza – w świątyni pogasły, w zasadzie, niemal wszystkie światła i zapanował w niej charakterystyczny dla takich budowli naturalny półmrok, w którym wypadło nam dokończyć zwiedzania. Szkoda, że w Polsce powszechnie nie stosuje się jeszcze znanych – choćby z Włoszech czy Hiszpanii – rozwiązań, które pozwalają zwiedzającym na czasowe uruchomienie oświetlenia np. ołtarza głównego po wrzuceniu kilku euro do zamontowanego obok automatu. Bodaj jedyne miejsce sakralne, które odwiedziłam, i które od kilku już lat dysponuje takim rozwiązaniem – to katedra gnieźnieńska. Wychodzimy zatem na zewnątrz. Obok ślicznie odnowionej katedry nasz wzrok przyciąga usytuowane tuż obok i również odnowione Muzeum Diecezjalne – niestety, w niedzielę jest nieczynne. Zatem, nie marnując czasu udajemy się nad Wisłę. Ta – w dole – leniwie i monumentalnie wije się swoim wielkim rozlewiskiem, nie dalej jak 300 metrów od budynku katedry. Przed nami wyrasta niezwykle długi, rozpostarty między dwoma brzegami „królowej” polskich rzek i wymalowany na zielono, kratownicowy Most im. Edwarda Śmigłego-Rydza. Pierwotnie wybudowany został w 1937 roku, a następnie desperacko wysadzony przez wojska polskie w roku 1939. Nie przechodzimy jednak przez Wisłę, ale skręcamy w lewo i schodząc po schodach w dół, udajemy się na Bulwary im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Stanowią one położoną wzdłuż lewego brzegu Wisły promenadę, będącą miejscem letnich imprez kulturalnych (niestety, w tym roku – i z wiadomych względów – mimo sprzyjającej pogody, nic się tutaj nie dzieje). Skądinąd, od razu widać, że mimo ograniczeń oraz panującej pandemii – jest to niezwykle popularne miejsce spacerowe. W zasadzie, bowiem, w niedzielne popołudnie tylko tu spotykamy ludzi; pozostała odwiedzona przez nas część miasta wygląda niemal jak wymarła. Tuż za ujściem niewielkiej rzeki Zgłowiączki, znajduje się duża przystań wodna – a nowoczesna bryła budynku stanowi siedzibę Towarzystwa Wioślarskiego. Nieopodal, swoją lokalizacje ma obecnie Pałac Biskupi – to dawny zamek, wzniesiony jeszcze w XIV wieku i wielokrotnie przebudowywany, który dziś daleko bardziej przypomina późno barokowy dworek. Zmieniając kierunek marszu i dalej snując się wzdłuż Wisły – dochodzimy do jednego z tarasów widokowych usytuowanego na wysokości Rynku. Będąc w tym miejscu trudno nie zajrzeć do „Centrum” miasta. Te, jednak naprawdę niczym nie ujmuje. Na Starym Rynku znajduje się jedynie późnogotycki kościół św. Jana Chrzciciela – dawna fara miejska, wybudowana jeszcze w 1538 roku. Tuż obok, na miejscu świątyni opisywanej już w 1065 r., dziś usytuowane są dwie, nieczynne w tym roku, fontanny. Wokół placu rynkowego, który przypomina wielkie „betonowe klepisko” odnajdujemy kilka odrestaurowanych i jeszcze więcej czekających na swoją „szansę” starych zabytkowych budynków… Tyle… Dosłownie tyle. Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale jest sierpniowa słoneczna niedziela, niemalże geograficzny środek Polski i nie ma kawiarni, lodziarni, restauracji, ogródków…, nie ma zieleni, nie ma ludzi. Nawet do kościoła można zajrzeć wyłącznie przez kratę w niewielkiej kruchcie.
Pora była taka, że zwyczajnie chciało się już jeść. Pamiętam, że jeszcze przez wyjazdem, na jednym z blogów wyczytałam rekomendację Food & Gallery Restaurant and Bar, które ulokowane jest w zrewitalizowanym budynku dawnego browaru. Dziś znajduje się tam również Włocławskie Centrum Kultury – “Browar B”. Zwykle ostrożnie podchodzę do takich wpisów, ale autentycznie nie miałam wielkiego wyboru, a głód dawał o sobie znać. Okazało się jednak, że nie tylko zdjęcia i opisy potraw, ale także obsługa, panująca atmosfera i sympatyczna muzyka jednoznacznie zachęcały do tego być dać temu miejscu szansę. Nie pomyliłam się. Jedzenie okazało się wyborne, a klimat nie do podrobienia. I „to” na pewno z Włocławka zapamiętam! Przygnębiającej „reszty” nie chcę raczej pamiętać.
W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze na tamie na Wiśle, dzięki której rzeka rozlewa się w poszerzonym korycie tworząc największe, pod względem powierzchni, jezioro zaporowe w Polsce. Już z daleka widać olbrzymi zielony krzyż, a na balustradzie – jako memento – znajduje się tablica pamiątkowa. To w tym miejscu, w dniu 19 października 1984 roku wrzucone zostało do rzeki ciało ks. Jerzego Popiełuszki – bestialsko zamordowanego przez oficerów Służby Bezpieczeństwa PRL Kapelana „Solidarności”; dziś męczennika i błogosławionego Kościoła Katolickiego. W tym niezwykle ważnym dla współczesnej historii Polski miejscu kończę swoje odwiedziny we Włocławku – byłam, zobaczyłam…, i chyba już tu nie wrócę. Choć sama mawiam często: „Nigdy, nie mów: Nigdy!”
zdjęcia wykonałam w sierpniu 2020 r.
Szczerze Ci powiem, że nie zainteresowało mnie to miasto.Dotychczas praktycznie nic o nim nie wiedziałam, dobrze, że przytoczyłaś trochę faktów z historii.
Nie chciałabym tam mieszkać, kocham mój Dolny Śląsk.Nie umniejszam urody katedrze, czy nadwiślańskim bulwarom.Prawie każde miasto bez gór w tle, traci dla mnie na wartości.Zatrzymałabym się tam coś zjeść, dobrze,że trafiłaś na ciekawą restaurację.
Dzięki za spacer po Włocławku.
Pozdrawiam 🙂
Irena-Hooltaye w podróży
No wiadomo, że Dolny Śląsk jest bezkonkurencyjny 🙂 Przyznam, że niezbyt często przekreślam miejsce po pierwszych odwiedzinach, ale Włocławek ma szansę być tym pierwszym przypadkiem. Tam naprawdę nie ma po co jechać.
Katedra Wloclawka robi duze wrazenie. Nie znam tego miasta. Dziekuje za relacje! Pozdrawiam!
Tak, robi wrażenie. Ale jak to się mówi – jedna jaskółka …. Poza katedrą miasto praktycznie nic nie oferuje.
Dotychczas kojarzył mi się tylko z Kujawiakiem 🙂 fajny wpis, ale lepiej poprzeplataj tekst ze zdjeciami, bo wielu może to odstraszać. Od taka moja mała sugestia 😉
Dzięki za sugestię. Faktycznie dużo tekstu wyszło, ale mam nadzieję, że można wytrwać do końca 🙂
Włocławek był zawsze tylko przejazdem, na szybko. Może jednak trzeba poświęcić mu więcej czasu i uwagi.
Może też jeszcze kiedyś dam mu drugą szansę i jeszcze raz się wybiorę do Włocławka
Byliśmy raz i chętnie jeszcze kiedyś wrócimy, żeby poznać to miasto lepiej.
Chętnie poznam Waszą opinię o tym mieście
Mnie też jakoś do tego zakątka Polski nie ciągnie,
Województwo kujawsko-pomorskie ma bardzo dużo ciekawych miejsc, więc jak najbardziej warto tam się wybrać. Wg mnie Włocławek to taki niechlubny wyjątek, ale może ma potencjał, którego nie zauważyłam.